Nowy afrykański Rydwan

Nowy afrykański Rydwan

Pisałem niedawno że chcemy wrócić do Afryki w 2018 roku. Mamy plan ponownego startu w Budapest-Bamako, który to rajd wybitnie przypadł nam do gustu. Chcemy znowu zaznać przygody, ale tym razem jedziemy tylko we dwoje. To powoduje że obciążenie naszych ciał i umysłów będzie sporo większe. Sylwia już zdrowa, może prowadzić maszynę, ale jedziemy tym razem tylko w jedną stronę – dlatego Żuk tej trasy już nie zaliczy. Mierząc siły na zamiary planowałem pierwotnie Smarta z niedużą przyczepką, ale Sylwia odmówiła jazdy takim maleństwem. Nie lubi małych aut i już.  Żadna siła nie zmusi jej do jazdy czymś miniaturowym;-) Dlatego naszym Rydwanem na afrykańskiej trasie będzie inna maszyna.

2016-10-07-11-51-12

Wóz o którym mowa jest na zdjęciu;-) Zostanie nieco przebudowany, aby jak najlepiej posłużyć nam w trasie, oraz odpowiednio prezentować się na starcie w Budapeszcie i na drodze. Tym razem stawiamy na auto nowoczesne, z elektroniką (która jak padnie to będziemy w dupie), z automatyczną skrzynią biegów, klimatyzacją i szyberdachem;-) Owszem, ktoś powie – łatwizna. Proponujemy takiemu zawodnikowi wyjście z domu, odpalenie własnego auta i skok do Gibraltaru i z powrotem. I tak dwa razy dla wyrównania dystansu. Wtedy może zrozumie skalę problemu. Łatwizna to jest jazda Żukiem – w którym awarie są wyłącznie mechaniczne;-)

No to czym w końcu jedziemy? Zabieramy ulubione auto Sylwii – Volvo V70 Cross&Country, w wersji amerykańskiej. Maszyna wypasiona po uszy, z silnikiem 2,5 turbo i z napędem na cztery koła. Dzisiaj warte jest jakieś 5-6 tysięcy złotych, za dwa lata będzie warte jeszcze mniej;-) Znamy je doskonale, bo Sylwia ujeżdża to Volvo od kilku lat. Wiemy czego się spodziewać i jest plan co trzeba zmodyfikować aby dało radę.

2016-10-08-16-14-10

Po pierwsze zmiany techniczne – usunięta zostanie tylna kanapa i jej miejsce zajmie dodatkowy zbiornik paliwa – na jakieś 90 litrów. To ważny detal, bo Volvo jest benzyniakiem, a niestety w Mauretanii o to paliwo jest trudniej niż o ropę. Do tego dojdą kanistry, tak abyśmy  mieli jakieś 200 litrów benzyny na pokładzie. Nie planuję dopinania się do istniejącej instalacji paliwowej – po prostu w razie konieczności – przetankuję pompą elektryczną zawartość dodatkowego zbiornika. Będzie on służył jako gigantyczny kanister rezerwowy. Będziemy tankować fabryczny zbiornik na każdej napotkanej stacji Total, aby jak najrzadziej musieć przelewać z dodatkowego – co zaoszczędzi brudzenia się;-) Oryginalny bak to 70 litrów, dodatkowy 90, więc zabierzemy kanistry które muszą mieścić dodatkowe 40 litrów. Zużycie paliwa wynosi 10-12 litrów w trasie, wynik do zaakceptowania (Żuk pali podobnie, tyle że ropy).

2016-10-08-16-14-01

Volvo ma instalację gazową, więc przez Europę przejedziemy taniej. W Afryce zbiornik wymontuję i usunę część osprzętu gazowego spod maski. Od tego momentu jazda tylko na benzynie. Założone zostaną opony AT, aby auto lepiej radziło sobie w piasku. Felgi aluminiowe zastąpimy stalowymi, bo w razie uszkodzenia łatwiej naprawić. Jedno koło zapasowe pojedzie na bagażniku dachowym, drugie otrzyma uchwyt na tylną klapę. Po wywaleniu zbiornika LPG – dojazdówka standardowa wróci z dachu na swoje miejsce.

Bagażnik dachowy zbuduję sam, od podstaw. Mocowany do fabrycznych relingów, musi udźwignąć trochę towaru. Dwa koła, skrzynie z niezbędnymi nam rzeczami. Planuję też spanie w hamakach wieszanych wzdłuż auta, po obu stronach. W tym celu bagażnik zaopatrzę w wysuwane uchwyty. Hamaki zostaną nieco przerobione, aby ich montaż trwał sekundę, a demontaż dwie;-) Zainstaluję też porządny LEDbar, bo z doświadczenia wiemy już, że bez niego dużo trudniej jechać. Do tego podnoszony maszt z lampą kempingową – planuję solidnego LEDa, którego będę podnosił na jakieś trzy metry w górę. To zapewni perfekcyjne oświetlenie obozu. Z boku wozu zamocuję listwę do której kotwiczył będę ministolik z kawałka płyty z jedną nogą. Dwa tanie krzesła turystyczne zapewnią odpowiedni komfort spożywania posiłków.

Wewnątrz auta zrobię miejsce do spania dla jednej osoby – aby można było w razie potrzeby regenerować siły w czasie jazdy. Spanie to przyda się też Sylwii w chłodniejszym odcinku marokańskim. W tym celu przedzielę wzdłużnie całą przestrzeń bagażową i zrobię wąski materac. Przed pasażerem znajdzie się uchwyt na laptopa, a na górze deski rozdzielczej mały panel z woltomierzami i termometrem cyfrowym. CB radio dopełni całości. Nie będę zmieniał radia, pozostanie oryginalne, a że czyta tylko CD – wypalimy sobie ze 30 płyt z ulubioną muzyką. Pewnie też posłuchamy „Grzmiącego Rydwanu na Saharze” 😉

Kolejna przeróbka to przeniesienie akumulatora spod maski do kabiny i dodanie drugiego. Znajdą się za przednimi siedzeniami. Przeróbka konieczna, bo akumulator pod maską koliduje z jedynym miejscem przez które mogę wyprowadzić rurę do snorkela. Drugi akumulator zapewni zasilanie dodatkowego wyposażenia. Oba nakarmi zaś spokojnie standardowy alternator. Przeglądu będzie wymagał alternator i rozrusznik, aby nie było po drodze problemu – w końcu automatu nie odpalimy na pych, więc rozrusznik musi być na bank sprawny.

Tyle planów związanych z techniką. Do tego są plany związane z przygotowaniem auta od strony wizualnej. Chciałbym zrobić coś w stylu MadMaxa;-) Cały lakier zostanie mechanicznie usunięty i po użyciu sporej ilości wody i soli – auto pokryje się cudną korozją. Do tego trochę detali i efekt ma przypominać taką maszynę:

3101_986315874773491_8140625747789011376_n1

Chcemy zmierzyć się tym razem z samymi sobą. Jesteśmy małżeństwem dwadzieścia parę lat, sporo wypraw za nami, ale zawsze z kimś w tym samym wozie. Teraz będziemy sami. Sami będziemy odpowiadać za nas, nasze bezpieczeństwo, wyposażenie, możliwości. Planujemy jazdę w wariancie minimum – pakujemy tylko niezbędne rzeczy, nie bierzemy miliona akcesoriów. Na tą chwilę chcę kupić kilka drobiazgów specjalnie do tej wyprawy – tanich, aby nie było żal zostawić tam w Afryce i odlecieć samolotem do Europy. Nie pakujemy dwóch laptopów, piętnastu obiektywów do lustrzanki. Co nie znaczy że paru zabawek nie zabierzemy;-) Po dotarciu do mety rajdu – jedziemy z darami (które znowu zabieramy) wprost do księdza Darka. U niego spędzimy pewnie jakiś czas (dziś sami nie wiemy jeszcze jaki) i ruszamy do Burkina Faso. Objedziemy je, poczujemy, zbadamy i wrócimy do Bamako. Tam sprzedamy Volvo i odlecimy do domu. Mam nadzieję że z dwoma plecakami i bagażem doświadczeń;-)

Na koniec tylko wspomnę że Grzmiący Rydwan to nie jest konkretne auto – Grzmiący Rydwan to ja i Sylwia w jakimś aucie;-) Zazwyczaj głośno grzmiącym, a zaręczamy oboje że pięć cylindrów Volvo, popędzanych turbiną gra pięknie.

Taki jest plan na dzisiaj. Zatwierdzony, skierowany do realizacji. Oczywiście bierzemy oboje pod uwagę mogące się wydarzyć jeszcze urozmaicenia i zmiany – no ale to przecież życie;-)

Fotka Forda – Marcin „Kielar” Cybuchowski

Skomentuj Anonim Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.