I po majówce…

I po majówce…

W tym roku mieliśmy prosty plan. Nie jechać na żaden rajd, na żadne wielkie zloty itp. Majówka miała być wyłącznie dla nas. A my to tym razem cztery osoby;-) Nasza gruzińska załoga, czyli Piotr z Krzysztofem mieli nam towarzyszyć w podróży. Plan zakładał że 5 minut przed startem podejmiemy decyzję dokąd jedziemy. W grę wchodziła Czarnogóra, Gruzja, Albania, Bośnia, albo jazda po granicach Polski. Jako że zieloną kartę zamówiłem zbyt późno – nie zdążyła ona dojść i odpadły nam wszystkie kraje z listy;-) Została Polska. No i dobrze.

Chcieliśmy kiedyś objechać ją dookoła w kilka dni, ale to bez sensu. Dlatego ruszyliśmy w piątek (27.04) na Hajnówkę. Spaliśmy na miejscu biwakowym gdzieś w dziczy za Hajnówką, a następnego dnia dotarliśmy do Kruszynian, do Tatarskiej Jurty. Zdążyliśmy rzutem na taśmę – dwa dni później spaliła się cała. Zobaczyliśmy jeszcze jak wyglądała i zjedliśmy pyszne, tatarskie dania. Odwiedziliśmy cmentarz i drewniany meczet. Nocleg u koleżanki w Kruszynianach, pod gruszą w ogrodzie, w hamakach – cudownie. Tego dnia jeszcze zaliczyliśmy największe rondo w Polsce – w Krynkach. Ma 12 wlotów ulic!!! Drugie takie znajduje się w Paryżu;-)

Kolejny dzień to wizyta na moście kolejowym między Polską i Białorusią, oraz spokojna jazda w dół Polski. W Janowie Podlaskim przejechaliśmy przez całą stadninę i skończyliśmy offroadem po łąkach nadgranicznych;-) Odwiedziliśmy mnóstwo wiosek i miasteczek na wschodniej granicy, bo jechaliśmy jak najbliżej niej. Minęliśmy Terespol i spaliśmy w przydrożnej wiacie dla podróżnych. Miejsce na wypasie, z wieżą widokową i toaletami.

Nie będę szczegółowo opisywał dzień po dniu gdzie byliśmy, ale zaliczyliśmy jeszcze wodowskaz na Bugu we Włodawie, źródła Sanu w Bieszczadach, browar Ursa Mayor, oraz niezliczoną liczbę pomniejszych atrakcji. Podobało nam się bardzo. Siedem niespiesznych dni, przejechane 1700 km, wypoczęci i zadowoleni. Zobaczyliśmy naprawdę piękną Polskę, z widokami które widzieliśmy już wcześniej – w wielu krajach w jakich byliśmy – a teraz odnaleźliśmy je u nas w kraju. To fajne uczucie. Czego i Wam życzymy wszyscy;-)

W czasie całego wyjazdu nie wyjąłem nawet raz kamery i nie zrobiłem żadnego ujęcia. Zdjęć raptem 120 sztuk. Wybrałem te które widzicie. Postawiłem na luz, brak ciśnienia, święty spokój i to mi się udało. Nie korzystałem też zbyt intensywnie z telefonu, oraz zawartości internetu – chłonąłem przyrodę i spokój. Auto nie zawiodło jak zwykle. Czyli nuda;-) Ale rozkoszna, bo wzbogacona pysznym pstrągiem wprost ze strumienia, albo sałatką zrobioną na śniadanie pod pięknym słońcem. Noce w hamakach, noce w Żuku. Cisza i spokój, z daleka od innych ludzi (pomijając jeden camping).

Rak’n’Roll na granicy ukraińskiej;-) Głęboko w Bieszczadach…

 

Czasem ktoś robił Wielkie Oczy;-)

I tym optymistycznym akcentem kończę naszą prostą relację z fajnej wycieczki. Pamiętajcie – warto się ruszyć i samodzielnie posłuchać jak kumkają żaby…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.